Z życia „betrojerinki”

W swojej debiutanckiej powieści Mia Raben opowiada historię polskiej opiekunki w Niemczech. Podróżuje do Hamburga, początkowo wypalona, ale potem doświadcza nieoczekiwanego happy endu.
Holger Moos
Dziennikarka i autorka Mia Raben ma matkę polskiego pochodzenia i ojca Niemca. W domu mówiło się wyłącznie po niemiecku, ale Mia już od dzieciństwa interesowała się Polską. Dorastając, często odwiedzała krewnych w Łodzi, a wizyty zmotywowały ją, by zadbać o naukę języka polskiego. Po zdaniu matury w połowie lat 90. wyjechała do Krakowa, gdzie uczęszczała na kurs.
Między Warszawą i Hamburgiem
Po powrocie do Niemiec rozpoczęła karierę dziennikarską, studiowała w Szkole Dziennikarstwa w Berlinie i na początku lat 2000. pracowała przez jakiś czas jako niezależna korespondentka w Warszawie. Co prawda, w tym „tak dobrze znanym, a zarazem obcym kraju” czuła się niekiedy jak oszustka, jednakże fascynowało ją umiłowanie wolności i ludzi – coś, co u „mających skłonność do surowości i konformizmu” Niemców jest rozwinięte w dużo mniejszym stopniu. Zdaniem Raben Niemcy, inaczej niż Polacy, rzadko okazują ciekawość czy też życzliwość, raczej patrzą z góry i reagują „konsternacją pomieszaną z litością” (cytat z portretu Mii Raben na stronie Porta Polonica, Ośrodka Dokumentacji Kultury i Historii Polaków w Niemczech).W trakcie pobytu w Warszawie Raben zaczyna pisać krótkie opowiadania. W 2007 roku wraca do Niemiec, rodzi dwóch synów i dalej pracuje jako dziennikarka. Jednak nadal pisze teksty literackie, studiuje kreatywne pisanie w Lipsku i pod koniec 2022 roku otrzymuje stypendium Hamburskiego Urzędu Kultury i Hamburskiego Domu Literackiego. Kwerenda, którą przeprowadziła w Łodzi, rodzinnym mieście matki, znalazła odbicie w jej debiutanckiej powieści Unter Dojczen. Mia Raben odbyła rozmowy z pracownicami przemysłu tekstylnego, spośród których wiele straciło pracę i w związku z tym musiało wyjechać do Niemiec, by podjąć tam pracę opiekunki.
Jak paczki pod drzwiami
Główną bohaterką jest pięćdziesięcioparoletnia Jola. Od lat pracuje jako opiekunka osób starszych. Na Joli pozostawiła ślady nie tylko ciężka praca, doznała też rasizmu i klasizmu, a będąc poniżana – także traumy. Teraz z powodu wypalenia zawodowego musi zrobić sobie przerwę. Ma jednak długi u Polaka, który żeruje na ludziach, dając im kredyty, i nie może sobie pozwolić na dłuższy przestój w pracy.Tak więc na początku powieści znów siedzi w dobrze znanym busie, który wiezie ją i wiele innych Polek i Polaków do pracy w Niemczech. Opisując opiekunki, które same siebie nazywają „betrojerinkami”, tak podsumowuje sytuację: „W większości były nowe, dopiero od niedawna jeździły do pracy w Niemczech i nadal im się wydawało, że wygrały los na loterii. Obok niech siedziały stare wygi, które już dawno przyzwyczaiły się, że zostają dostarczone pod niemiecki adres, jak paczki. Była jedną z nich”.
Hamburg – szczęśliwy przypadek
Tym razem Jola jedzie do Hamburga. Ponieważ ma oficjalne zatrudnienie, a pracę zleciła jej agencja, liczy na lepsze warunki: przyzwoitą pensję, ubezpieczenie i uregulowany czas pracy. Trafia do rodziny lekarza w hamburskiej dzielnicy willowej, dostaje do użytku nawet małe mieszkanko i nie może uwierzyć w swoje względne szczęście. Ma się opiekować staruszką o imieniu Uschi, która zdaniem synowej „jest trochę trudna”. Ponoć wszystko kontroluje, manipuluje innymi i cierpi na „chorobliwą zazdrość”. Już kilka opiekunek, ujmijmy to w ten sposób, połamało sobie na niej zęby.Uschi jest w dość dobrej formie, ale rzeczywiście nie brakuje jej uporu i krnąbrności. Niemniej Jola wykazuje sporą dozę wyczucia i szybko nawiązuje z Uschi nić porozumienia – może też dlatego, że jako dziecko Uschi dorastała w Prusach Wschodnich, gdzie miała ukochaną polską nianię.
Ciemne strony
Oprócz historii rozwijającej się relacji Joli i Uschi powieść zawiera drugi wątek. W autobusie do Hamburga Jola poznaje Kubę, rzemieślnika, którego najpierw odprawia z kwitkiem, widząc w nim zapitego wieśniaka z Mazur. Mimo wszystko podoba jej się nieco staroświecki urok Kuby i jego uprzejmość. Później załatwia mu zlecenie za pośrednictwem syna Uschi. Kiedy przez jakiś czas Kuba nie ma dachu nad głową i Jola skrycie pozwala mu spędzić noc w przynależącej do domu saunie, dochodzi do konfliktu.W powieści jest też mowa o ciemnych stronach życia. Długoletnia praca w Niemczech sprawiła, że Jola i jej dorosła już córka Magda oddaliły się od siebie. Kontakt zerwał się całkowicie, kiedy z powodu kłopotów finansowych Jola musiała wyczyścić książeczkę oszczędnościową Magdy. Przez długi czas matka cyzeluje szczery i pojednawczy mejl, który zamierza wysłać do córki.
Utopia z językowym lukrem
W swojej powieści Mia Raben podejmuje temat, który często jest poruszany w mediach, lecz który prawie w ogóle nie występuje w literaturze. Historię Joli autorka opisuje bez ozdobników i bezpretensjonalnie, raz za razem wtrącając kilka zdań po polsku.Sięgając po ten niełatwy temat, Raben mogła napisać niepozostawiającą złudzeń opowieść o wyzysku wschodnioeuropejskich opiekunek. Autorka uderza jednak w pojednawczy ton. Jola i jej „seniorka” Uschi zbliżają się do siebie, przed opiekunką otwiera się zaskakująca perspektywa, i nawet dla Kuby kończy się to happy endem. Na stronie NDR Kultur Juliane Bergmann ocenia, że w książce można znaleźć kilka „kiczowatych wstawek” i nieco „językowego lukru”. Owszem, tyle że Mia Raben nie postawiła na przygnębiający opis opłakanego stanu rzeczy, lecz na – nieco bajkową – utopię.
München: Kjona, 2024 224 S.
ISBN: 978-3-910372-27-6
Książka jest też dostępna w naszej Onleihe