Na skróty:

Przejdź bezpośrednio do treści (Alt 1) Przejdź bezpośrednio do menu głownego (Alt 2)

Bezpieczeństwo wewnętrzne
„110 zgłoś się!” Tak pracuje niemiecka policja

Ćwiczenia praktyczne w Wyższej Szkole Policyjnej w Hahn.
Ćwiczenia praktyczne w Wyższej Szkole Policyjnej w Hahn. | © Holtermann Roland LPS RLP

80 proc. Niemców deklaruje zaufanie do policji*. Sami policjanci twierdzą, że szacunku do nich jest na ulicy coraz mniej. Gdy mówię im, że chyba nie jest u nich tak źle jak w Polsce, gdzie ponad 33 proc. mieszkańców zdecydowanie nie ufa lub raczej nie ufa mundurowym**, odpowiadają dyplomatycznie: „Tak, śledzimy wiadomości ze świata”. Nie chcą wdawać się w politykę, rozmawiamy więc o ich pracy, o tym, jak zmienia się niemieckie społeczeństwo, a wraz z nim policja i przestępczy świat.

Joanna Strzałko

– Znaleziono ciało młodego mężczyzny, poniósł śmierć od strzału z kuszy w oko, pozostawił  list – mówi dyspozytorka policyjnej centrali i podaje adres.

Jest druga nad ranem, centrum Moguncji w kraju związkowym Nadrenia-Palatynat. W pokoju służbowym komendy głównej policji 43-letni Dominic Gillot, nadkomisarz wydziału kryminalnego (Kriminalhauptkommissar), wraz z 26-letnim oficerem śledczym Nilsem Neuhausem szykują się do wyjścia w teren. Z zamykanej na klucz szafki wyjmują broń – pistolety samopowtarzalne Walther P99Q, biorą również aparat fotograficzny oraz dwie metalowe walizki ze sprzętem technicznym do zabezpieczania śladów. Walizki wypełniają równiutko poukładane pęsety, nożyczki, probówki, wymazówki, zestawy do badań DNA, rękawiczki. Ubrani są po cywilnemu.

– Pracujemy w pięciu dwuosobowych grupach na trzy zmiany – tłumaczy Dominic Gillot. – Jeśli dojdzie do napadu, gwałtu, śmierci, dostajemy wezwanie od kolegów z interwencji, którzy wcześniej zabezpieczają miejsce zdarzenia. Po przyjeździe dokonujemy oględzin, pobieramy odciski palców, robimy zdjęcia, przeprowadzamy wywiady. I wtedy przychodzi najtrudniejszy moment – musimy podjąć decyzję, która będzie miała konsekwencje dla dalszego postępowania. Bo przecież jeśli przy martwym człowieku znaleziono pożegnalny list, może on wskazywać na samobójstwo. Ale równie dobrze mogło dojść tu do morderstwa. I podczas oględzin – nieważne, że noc, że weekend – muszę zdecydować, czy zamykamy sprawę, czy też wzywamy technika kryminalnego, angażujemy medycynę sądową, by nadać jej odmienny bieg. Po powrocie do biura przygotowuję raport i wraz z wnioskami przekazuję go kolegom z innych wydziałów – w zależności od tego, czego dotyczy sprawa. Moja rola kończy się na tym właśnie etapie. Dalej prowadzi ją wyspecjalizowana do odpowiednich zadań grupa.
 


Dominic Gillot nigdy nie wie, co danego dnia czeka go w pracy. Może to być tylko jedno zdarzenie albo cała ich paleta: gwałt, pożar, włamanie, a na koniec wezwanie, bo ktoś rzucił się pod pociąg, skoczył z dachu. A mógł wieść spokojne życie. Po szkole poszedł na 12 miesięcy do wojska, potem podróżował. Próbował wciągnąć się w rodzinny biznes, winnicę, ale bez powodzenia. Podskórnie czuł, że to nie dla niego. Za to z wypiekami na twarzy słuchał opowieści znajomych policjantów. I któregoś dnia, gdy dobijał trzydziestki, pomyślał, że najwyższy czas na zmiany. Trafił do trzyletniej Wyższej Szkoły Policyjnej w Hahn (Hochschule der Polizei, HdP), a potem do policji w Moguncji.

Po 13 latach w zawodzie Dominic Gillot wygląda na zadowolonego. – Moja praca ma wiele zalet, ale najbardziej cenię w niej poczucie bezpieczeństwa – mówi Gillot. – Policjanci w Niemczech są urzędnikami państwowymi, pensję i emeryturę mamy więc zapewnioną dożywotnio, chyba że ktoś popełni jakieś poważne wykroczenie. Jak jest to istotne, przekonałem się podczas pandemii, gdy wielu właścicieli małych firm musiało walczyć o przetrwanie. Tymczasem u nas pracy nie brakowało.

– Chcesz powiedzieć, że podczas lockdownu było tyle samo wykroczeń? – dopytuję.

– Przecież przestępcy też muszą z czegoś żyć – odpowiada Dominic Gillot. – A że ludzie siedzieli w domu, ich aktywność przeniosła się z ulicy do sieci. Szczególnie wzrosła liczba oszustw telefonicznych – na wnuczka, na policjanta, na wygraną.
Dominic Gillot, nadkomisarz wydziału kryminalnego, Felix Brandt, z pięcioletnim stażem w policji w Kaiserslautern. Dominic Gillot, nadkomisarz wydziału kryminalnego, Felix Brandt, z pięcioletnim stażem w policji w Kaiserslautern. | Foto: Materiały archiwalne Gdy próbuję podpytać Gillota, czy policja odnotowała wzrost przestępczości, odkąd kraj przyjmuje miliony uchodźców, ten zdecydowanie zaprzecza.

– W mojej pracy przez te lata niewiele się zmieniło – mówi Gillot. – Owszem, pojawiły się nowe rozwiązania technologiczne czy przepisy, ale przestępczość pozostała ta sama. Choć opieram moje twierdzenie nie na statystykach, lecz na codziennym doświadczeniu.

– Czyli możemy czuć się w Niemczech bezpiecznie? – dopytuję.

– Mogę odpowiadać tylko za moje miasto, Moguncję – mówi Gillot.

Tak, tu nawet nocą nie musisz się bać, choć są miejsca, gdzie sama nie powinnaś zapuszczać się po zmroku. Pamiętaj też, że mamy w Niemczech najsurowsze na świecie przepisy dotyczące posiadania broni. A ci, którzy dostali na nią zgodę, są regularnie kontrolowani. Jeśli więc ktoś ma ją nielegalnie, raczej nie będzie się z tym obnosił.

– Pytam, bo niewielu widzę policjantów na ulicy.

– W policji kryminalnej sporo kolegów odchodzi na emeryturę – odpowiada Dominic Gillot. – Ale przychodzą na ich miejsce nowi. Następuje zmiana generacji. Cieszy mnie to.

– Czy z pensji też jesteś zadowolony? – pytam.

Dominic Gillot uśmiecha się tajemniczo.

– Nie narzekam – mówi po chwili.

Wynagrodzenie policjantów nie jest żadną tajemnicą, sprawdzam je więc na oficjalnej stronie internetowej***. W zależności od przepracowanych lat, doświadczenia i stanowiska wynosi ono od 2120 do 7530 euro brutto miesięcznie. Przysługuje im też 30-dniowy urlop plus dodatkowe dni za nocną zmianę. Na emeryturę mogą przejść po skończeniu 63. roku życia lub 60., jeśli mają za sobą 25 lat pracy zmianowej. O podwyżki dbają dwa aktywne związki zawodowe, do których należy ok. 80 proc. policjantów. To one ich reprezentują podczas spotkań z pracodawcą, czyli z ministerstwem spraw wewnętrznych kraju związkowego.

– A jak odreagowujesz ten cały stres, te wszystkie śmierci, nieszczęścia, z którymi stykasz się w pracy na co dzień? – pytam.

– Poluję – mówi krótko Gillot.

– Czyli strzelasz, by się zrelaksować? – Kręcę głową z niedowierzaniem.

– Tu chodzi bardziej o kontakt z naturą, o wypatrywanie zwierzyny – tłumaczy mi Dominic Gillot. – Po takich dwóch godzinach w lesie wracam do domu i czuję się jak po trzech dniach urlopu. W wolnych chwilach lubię też obejrzeć dobry film – jestem wielkim fanem hollywoodzkich produkcji. Za to za niemieckim kryminałem nie przepadam. Jest zbyt oderwany od rzeczywistości – śmieje się Gillot.

Jedna gwiazdka na pagonie i na rękę 2600. Euro!

26-letni Felix Brandt z pięcioletnim stażem w policji w Kaiserslautern też nie jest wielkim fanem filmów o przemocy.

– Kryminał to ja mam na co dzień w pracy – mówi.

Czasem tylko, z ciekawości, zerknie na „Miejsce zbrodni” [oryg. niem. „Tatort” – przyp. aut.], serial, który nadawany jest w niemieckiej telewizji nieprzerwanie od 50 lat. Kręci wtedy z niedowierzaniem głową. „Czego to ludzie nie wymyślą…”, mówi do żony.
 

A żona zawsze go cierpliwie wysłuchuje. Jest jego powiernikiem w wielu sprawach. Brandt ceni jej świeże spojrzenie, trafne uwagi, poza tym dobrze jest się wygadać. Owszem, w pracy ma zapewnione wsparcie psychologiczne. Wystarczy zadzwonić i umówić się na spotkanie – jeszcze tego samego lub następnego dnia. Ale zdaniem Brandta rozmowy z bliską osobą nie zastąpi nic.

A są takie sprawy, które długo leżą na sercu. Na przykład ta: dostali z kolegami wezwanie około czwartej nad ranem. Gdy weszli do mieszkania, trwała tam impreza, wiele osób było pod wpływem alkoholu i narkotyków. Wśród nich matka kilkudniowego niemowlaka. Ktoś próbował go właśnie spuścić w toalecie.

– Dziecko nie żyło. Prawdopodobnie urodziło się martwe – opowiada Brandt. – Czegoś takiego nie da się zapomnieć. Zwariowałbym, gdybym takie historie w sobie dusił.

Nie, Felix Brandt nie marzył o zawodzie policjanta, widział siebie raczej w roli architekta. Ale po praktykach w biurze, gdzie w ciszy i skupieniu powstawały plany zabudowy, zatęsknił za pracą w ruchu, wśród ludzi. No i opowieści ojca, policjanta, też pewnie zrobiły swoje.

W policji ciągle coś się dzieje, czas szybko tu płynie – mówi Felix Brandt. – Po przyjściu na komendę meldujemy się, sprawdzamy maile, czytamy raporty i czekamy na wezwanie. Są dni, że od początku jest jazda: bijatyka, kradzież, wypadek drogowy. Ale jeśli nie ma zgłoszeń, ruszamy z własnej inicjatywy w miasto, by sprawdzić sytuację na ulicach czy też przeprowadzić kontrolę pojazdów na drodze. Właśnie dlatego nauczyłem się jednego słowa po polsku i gdy zatrzymuję samochód z polską rejestracją, mówię: Dzień dobry, poproszę „prawo jazdki”.

Mój rozmówca ubolewa, że jego stutysięczne miasto plasuje się wysoko w rankingu przestępczości. Uważa, że na statystyki w Kaiserslautern mają wpływ amerykańscy żołnierze.

– W okolicy ze względu na amerykańską bazę wojskową mieszka około 50 tys. Amerykanów – tłumaczy Brandt. – I choć nie uwzględnia się ich w liczbie mieszkańców, to popełnione przez nich wykroczenia widoczne są w statystykach. A przecież to nie tylko dzielni wojacy, im też zdarzają się skoki w bok. Po zakończeniu służby niektórzy decydują się zamieszkać w Kaiserslautern na stałe. I potem trudno się z nimi porozumieć, gdyż część z nich nie uczy się języka. Dlaczego? Nie mają motywacji, bo właśnie z uwagi na żołnierzy w knajpach menu jest po angielsku, można płacić dolarami, a zakupy robić w bazie, której komercyjna część wygląda jak średniej wielkości miasto w Ameryce. Nawet mają tam własną policję, z którą współpracujemy. Jednak takie zachowanie policjantów jak w USA u nas nie byłoby możliwe.

Felix Brandt tłumaczy mi, że już w Wyższej Szkole Policyjnej w Hahn przygotowywano go do pracy z ludźmi różnych kultur i religii. – Wyjaśniali nam na przykład, dlaczego przed wejściem do meczetu należy zdjąć buty – opowiada. – Choć oczywiście podczas interwencji nie zawsze będzie to możliwe. Na szczęście policja coraz chętniej zatrudnia ludzi, którzy wywodzą się z różnych miejsc na świecie. I dzięki temu, że znają języki obce, a także rozumieją inne religie i kultury, jest nam łatwiej pracować. Nawet jeśli nie jesteśmy w jednej grupie, zawsze mogę do nich zadzwonić i o coś zapytać czy poprosić o tłumaczenie.

Zmiany, które zachodzą w niemieckiej policji, mówi Felix Brandt, odzwierciedlają te, które dokonują się w społeczeństwie. Dlatego nikt tu już nie boi się czy nie wstydzi się przyznać, że jest lesbijką albo gejem. Inną oznaką przemian jest duża liczba kobiet w zawodzie. – Choć na samym szczycie hierarchii nadal są mężczyźni, to wiele kierowniczych stanowisk piastowanych jest właśnie przez koleżanki – mówi Brandt. I dodaje: – Zarobki nie zależą od płci, ale od doświadczenia, stanowiska i przepracowanych lat.

– A zdradzisz mi, ile masz na rękę? – dopytuję.

– 2600 euro miesięcznie – mówi z nieskrywaną dumą Brandt. – Co prawda mam najniższą rangę i tylko jedną gwiazdkę na pagonie, ale doświadczenie zawodowe daje mi wyższą pozycję w tabeli płac. Tak, zarabiam dużo więcej niż moi rówieśnicy w innych zawodach.

Jednym z dodatkowych służbowych obowiązków Feliksa Brandta jest prowadzenie konta na Instagramie. Obserwuje go tam 7600 osób.
Gdy przyglądam się zdjęciom Brandta z patrolu, kontroli ulicznej, zebrania, zauważam, że nie tylko na mundurze (niebieska koszula i granatowe spodnie), ale i na kamizelce kuloodpornej, swetrze czy na kurtce dobrze widoczna jest naszywka z nazwiskiem. – Takie są u nas wymagania, przecież ludzie muszą wiedzieć, z kim mają do czynienia – odpowiada zdziwiony moim pytaniem Brandt. – Choć faktem jest, że nie wszyscy są z tego powodu zadowoleni. Zdarzają się sytuacje, że woleliby pozostać anonimowi.

– A co należy do wyposażenia niemieckich policjantów, gdy biorą udział w interwencji? – drążę.

– Pistolet, kajdanki, latarka, pałka, ale nie jest obowiązkowa, bardziej pomocny jest paralizator i gaz pieprzowy – wylicza Felix Brandt. – A jeśli przejdziemy szkolenie, możemy też używać kamery typu „body cam”, którą instalujemy na ramieniu. Dzięki temu, gdy ją włączę, mogę sfilmować interwencję, a materiał dołączyć do dowodów.

Takie nagrywanie działa podobno uspokajająco w konfliktowych sytuacjach, choć Brandtowi, jak mówi, bardziej pomaga jego wrodzona cierpliwość. Opowiada, że nawet gdy ktoś na niego krzyczy czy go wyzywa, woli dziesięć razy coś spokojnie wytłumaczyć i znaleźć pokojowe rozwiązanie, niż dać się wkręcić w nieprzyjemną sytuację.

Przyglądam się jednej z takich interwencji w filmie dokumentalnym „Nocny patrol” (oryg. „Nachtstreife”) nagranym przez niemiecką telewizję SWR. Scena rozgrywa się przed nocnym klubem, gdzie awanturuje się pijany mężczyzna. Policjanci obecni na miejscu zdarzenia rozmawiają z nim spokojnie, żartują. Nie ma szarpania, zakuwania w kajdany. Gdy mężczyzna się uspokaja, podwożą go na dworzec, by mógł wrócić do domu. „Czasem warto zacisnąć zęby, nie reagować na zaczepki, a nawet wyciągnąć pomocną dłoń i zaoferować podwózkę. Udało nam się przywrócić spokój, a o to przecież chodzi” – mówią do kamery policjanci.
 

– Nie wiem, jak było wcześniej – wzdycha Felix Brandt. – Ale doświadczeni koledzy opowiadają, że policjant coś kiedyś znaczył. Nikt z nim nie dyskutował ani go nie obrażał. Dziś w policji trzeba mieć grubą skórę.

Polacy też tu byli

– Czy praca w policji jest nadal atrakcyjna dla młodych ludzi? – pytam przedstawicieli Wyższej Szkoły Policyjnej w Hahn, tej, którą ukończyli Gillot i Brandt.

– To jeden z najbardziej prestiżowych zawodów w naszym kraju związkowym Nadrenii-Palatynacie**** – mówi nadinspektor policji Silke Mönch z działu rekrutacji HdP. – Co ciekawe, jego atrakcyjność nie wynika jedynie z bezpieczeństwa, jakie daje status urzędnika, ale raczej z możliwości rozwoju czy z poczucia, że jest się potrzebnym.
Ćwiczenia w wirtualnej rzeczywistości w Wyższej Szkole Policyjnej w Hahn. Ćwiczenia w wirtualnej rzeczywistości w Wyższej Szkole Policyjnej w Hahn. | @ Holtermann Roland LPS RLP – A jakie macie wymagania? Kto może przestąpić próg waszej szkoły? – dopytuję.

– Cóż, nie każdy nadaje się do zawodu policjanta – tłumaczy Judith Krämer, generalna inspektor policji oraz szefowa działu rekrutacji HdP. – By dostać się do Wyższej Szkoły Policyjnej w Hahn, oprócz wymagań formalnych typu matura, należy też posiadać niemieckie obywatelstwo lub zezwolenie na pobyt stały na czas nieokreślony, prawo jazdy kategorii B i wzrost powyżej 162 cm. Ale to nie wszystko. Dochodzą: zaświadczenie o niekaralności, pozytywne wyniki badań medycznych i dobrze zdane testy (psychologiczne, z logicznego myślenia, z matematyki i niemieckiego). Równie ważne są egzamin sportowy ze sprawności fizycznej – między innymi 12-minutowy bieg, kolejny z przeszkodami, podciąganie na drążku – oraz rozmowa kwalifikacyjna.

– Sporo tego – wzdycham.

– A jednak chętnych nie brakuje! – mówi Jan Karweik, absolwent tejże szkoły, nadkomisarz policji i pracownik biura prasowego w jednej osobie. – W zeszłym roku przyjęliśmy 580 studentów, w tym 30 proc. kobiet. A wiesz, policzyliśmy i okazało się, że przez naszą szkołę przewinęło się co najmniej 170 osób polskiego pochodzenia.

– I dla wszystkich absolwentów szkoły jest praca? – pytam.

– Tak, mamy to dobrze zaplanowane – zapewnia Karweik. – Nasi absolwenci nie tylko automatycznie dostają etat, ale mogą też wskazać preferowaną komendę i miasto, w którym chcieliby służyć, pod warunkiem że leży w naszym kraju związkowym.

Przeglądam informator szkoły, która właśnie obchodzi swoje 25-lecie. Trzyletnie studia licencjackie mają tu charakter modułowy. A każdy z tych 12 modułów ma część teoretyczną i praktyczną. Studenci uczą się i pracują w tak zwanym dualnym systemie. Moją uwagę przyciąga moduł drugi, który trwa 12 tygodni, w tym 6 dni praktyki, i nosi nazwę „Policja w demokratycznym państwie prawa”. Gdy mówię, że polska policja jest coraz częściej wykorzystywana przez rządzących do osiągnięcia politycznych celów, zapada niezręczna cisza.

Pytam więc dwoje studentów, którzy dołączają do rozmowy, Andreasa Willgerodta i Monique Stauch, co podoba im się w zawodzie, który dla siebie wybrali.

– Poczucie wspólnoty, troska i życzliwość, jaką sobie okazujemy – wyliczają.

– A co wydaje wam się najtrudniejsze w pracy policjanta? – dopytuję.

Chyba podjęcie słusznej decyzji, bo przecież wiele sytuacji nie jest czarno-białych – mówi Andreas Willgerodt. – Wyzwaniem jest prawidłowe wykorzystanie zdobytej wiedzy, szczególnie w stresującej chwili. Na szczęście na początku kariery będziemy pracować z kimś doświadczonym, co na pewno podbudowuje.

– W szkole staramy się przygotować przyszłych policjantów do pracy w sytuacjach granicznych, które mogą się przecież zdarzać każdego dnia – wtrąca Jan Karweik. – Prowadzimy zajęcia z elementami psychologii, podczas których uczymy nie tylko tego, jak porozumiewać się z obywatelami, na co uważać, jak przedstawiać swoje racje, ale też tego, jak radzić sobie w stresie. Wszystkim się wydaje, że jesteśmy tacy odporni, że nas nic nie rusza. Ale prawdą jest, że nikt z nas nie potrafi zapomnieć tego pierwszego razu, gdy stanęliśmy nad ciałem martwego człowieka. Na szczęście dziś w policji jest przyzwolenie na pokazanie słabości. Można na głos powiedzieć, że jakaś sytuacja jest dla nas za trudna czy że nas coś przytłacza. Kiedyś tego nie było.

– W programie studiów są zajęcia, podczas których prowadzący przygotowuje zdarzenia w taki sposób, by wydawały się rzeczywiste, a my musimy wejść w daną sytuację i wczuć się, jakby działa się tu i teraz – dodaje Monique Stauch. – Niedawno ćwiczyliśmy w ten sposób postępowanie z pijanym kierowcą. Byliśmy w mundurach, sami musieliśmy podejmować decyzje, bez podpowiedzi nauczyciela. Potem opowiadaliśmy, co sprawiło nam trudność, co nas blokowało, a co przyszło z łatwością. Pierwszy raz był bardzo trudny, a potem już szło. Ćwiczenia w Wyższej Szkole Policyjnej w Hahn. Ćwiczenia w Wyższej Szkole Policyjnej w Hahn. | @ Holtermann Roland LPS RLP – To czego wam życzyć? – pytam na zakończenie rozmowy.

– Srebrnej gwiazdki na pagonie – śmieją się Andreas i Monique.

Dość milczenia!

Szkoła policyjna była marzeniem Tani Kambouri. I dopięła swego, choć nie było jej łatwo. Tak, jest uparta. W końcu jej rodzice to dumni Grecy. Ona urodziła się już w Niemczech, 38 lat temu. Gdy dostała pracę w Bochum, w kraju związkowym Nadrenia Północna-Westfalia, i włożyła mundur, poczuła, że ma świat po swojej stronie. A potem wszystko stanęło na głowie.

Kambouri długo zbierała się w sobie. Aż pewnego dnia, po kolejnej interwencji, podczas której została wyzwana od „szmat”, napisała taki od serca list do związkowej gazety. Zawarła w nim cały swój żal, który gromadził się w niej od początku kariery – przez 10 lat. Opisała lekceważenie, z jakim traktują ją, funkcjonariuszkę na służbie, szczególnie młodzi mężczyźni, którzy tak jak ona mają migracyjne korzenie, choć pochodzą raczej z muzułmańskich krajów. Jak na co dzień obcuje z ich słowną i nierzadko fizyczną agresją, jak musi znosić ich prowokacje, szczególnie gdy są w większej grupie. „Mam dość politycznej poprawności, zamiatania problemów pod dywan i udawania, że nic się nie dzieje!” – napisała. Po publikacji listu redakcję zalewa fala odpowiedzi. „W końcu ktoś odważył się powiedzieć prawdę” – piszą policjanci z całego kraju.

Dwa lata po emocjonalnym liście Tania Kambouri wydaje książkę „Niemcy w świetle niebieskich reflektorów – telefon alarmowy policjantki”****** (oryg. „Deutschland im Blaulicht – Notruf einer Polizistin”). Ukazuje się ona w 2015 roku i zaraz trafia na listę bestsellerów magazynu „Der Spiegel”. Autorka daje w niej upust codziennym frustracjom, upokorzeniom, które musi znosić. Przykład? Przyjeżdża na wezwanie, a tam mężczyzna, głowa wielkiej rodziny, mówi, że nie będzie rozmawiał z kobietą w mundurze. „Może z powodu ciemnej karnacji, brązowych oczu i czarnych włosów biorą mnie za muzułmankę? ”, zastanawia się Kambouri. Albo grupa młodych chłopaków, którzy z bezpiecznej odległości na ulicy wykrzykują w jej stronę przezwiska i wykonują obsceniczne gesty.

Kambouri opisuje stres towarzyszący jej bez przerwy w pracy, który z kolei prowadzi do wypalenia zawodowego i kłopotów ze zdrowiem. Zastanawia się również, co należałoby zrobić, by poprawić sytuację szczególnie młodych imigrantów, oni jej zdaniem mają najwięcej problemów z prawem. Podkreśla konieczność porządnej integracji już od przedszkola, zapewnienie dobrego wykształcenia, niesienia szybkiej pomocy, szczególnie gdy w rodzinie jest przemoc, potrzebę jasnych reguł i konsekwentnego prawa. Gdy kilka lat później w księgarniach pojawia się drugie, uzupełnione wydanie, Kambouri pisze gorzko w przedmowie, że w policji niewiele się przez ten czas zmieniło, że najwidoczniej jej książka nie zainspirowała rządzących do zmian. Odżegnuje się też od prawicowych, wrogich migrantom poglądów, które zarzucają jej krytycy. A te stają się zarzewiem wielu kłopotów mundurowych.

Zaledwie kilka tygodni temu niemiecką opinię publiczną zelektryzowała wiadomość o rozwiązaniu jednostki do zadań specjalnych (Spezialeinsatzkommando – SEK) przy komendzie głównej policji we Frankfurcie nad Menem. Decyzję podjęto po ujawnieniu korespondencji jej członków na czacie, w której dominowały prawicowe, ekstremistyczne treści, wrogie szczególnie azylantom, i pojawiały się faszystowskie symbole. Na forach rozgorzała dyskusja, czy zamknięcie takiej jednostki rozwiązuje problemy, czy może jednak przydałaby się reforma w policji. Jak na razie pytania te pozostają bez odpowiedzi.

***

W Niemczech jest około 333 600 aktywnych zawodowo policjantów (dla porównania w Polsce około 98 tys.), w tym 52 100 policjantów federalnych, pozostali pracują w poszczególnych krajach związkowych. W 2020 roku niemiecka policja zarejestrowała około 5,31 mln przestępstw (dla porównania w Polsce – 786 302*****). Ponad 33 proc. z nich zostało popełnionych przez obywateli innych krajów. Do najczęstszych należały kradzieże, uszkodzenie mienia czy fałszerstwa. O około 6 proc. (do 15 800 przypadków) wzrosła liczba fizycznych ataków na policjantów. W ubiegłym roku na terenie Niemiec dokonano 245 morderstw (w Polsce 656). W więzieniach i zakładach karnych przebywa w tej chwili 46 054 osoby (w Polsce, w 2019 roku, 74 130).

Źródła:

*https://de.statista.com/statistik/daten/studie/377233/umfrage/umfrage–in–deutschland–zum–vertrauen–in–die–polizei/
**Badanie Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS z listopada 2020
***Informacje o pensjach policjantów: https://www.dbb.de/mitgliedschaft-service/besoldungstabellen.html
****Badania przeprowadził Instytut Trendence
*****https://www.policja.pl/pol/aktualnosci/199042,Podsumowujemy-2020-rok-w-Policji.html
******Tania Kambouri, „Deutschland im Blaulicht – Notruf einer Polizistin”
 

oto niemcy

Ten artykuł pochodzi z cyklu reportaży „Oto Niemcy”, który Goethe-Institut publikuje wspólnie z magazynem Weekend.gazeta.pl.

Niemcy dziś

Zdjęcie „Deutschland“ „MPD01605“ via flick.com. Lizenz: Creative Commons 2.0 Czytaj więcej o polityce i życiu prywatnym, o klimacie, technologiach i nowych zjawiskach w cyklach felietonów i reportaży o najciekawszych trendach w niemieckim społeczeństwie.