Na skróty:

Przejdź bezpośrednio do treści (Alt 1) Przejdź bezpośrednio do menu głownego (Alt 2)

Miasta z widokiem na przyszłość

Miasto przyszlosci
© Pexels

W miastach żyje dziś przeszło 4,5 miliarda ludzi. Do 2050 roku będzie w nich mieszkać 70% populacji. Jednocześnie ostatnie dwa stulecia intensywnego rozwoju aglomeracji to według ekspertów główna przyczyna nadciągających zmian klimatycznych. Współczesne miasta już doświadczają ich skutków: w czasie przedłużających się upałów temperatura w mieście jest wyższa niż na terenach wiejskich; z kolej coraz częstsze gwałtowne i ulewne deszcze, których aglomeracje nie są w stanie wchłonąć, skutkują podtopieniami i powodziami. Aby przetrwać, miasta muszą nie tylko ograniczyć negatywny wpływ na klimat (np. emisję CO2, PM2.5, PM10), ale i zbudować system odporności zdolny do odparcia zagrożeń. Tych jest niemało.

Magda Roszkowska

1. Bezpieczeństwo żywieniowe

Mięta rośnie na grządkach uprawianych przed apteką. Wszak to roślina lecznicza. Marchewka – obok optyka, bo zawiera korzystny dla zdrowia oczu beta-karoten i witaminę A. W Andernach – trzydziestotysięcznym mieście położonym między Bonn a Frankfurtem – w przestrzeni miejskiej rosną też pomidory, cebula, fasola, orzechy, figi, wino, pigwy, wiśnie i wiele innych owoców i warzyw. Od ponad dekady Andernach jest nazywane „jadalnym miastem”. Zaczęło się od pomidorów: gdy ONZ ogłosił, że hasłem dla 2010 roku jest bioróżnorodność, zatrudniony w ratuszu urbanista Lutz Kosack posadził w przestrzeni publicznej Andernach sto różnych gatunków tego warzywa. Mieszkańcy usłyszeli wtedy, że mogą na nie nie tylko patrzeć, ale i jeść. Pomysł się spodobał, więc w kolejnych latach jadalnych roślin przybywało, podobnie jak miejskich terenów pod ich uprawę. Ratusz od początku założył, że odpowiedzialność za prowadzenie ogrodów nie może spoczywać na mieszkańcach, bo ich zapał może się wyczerpać. Prace ogrodnicze powierzono więc jednej ze spółek miejskich, która zatrudnia osoby bezrobotne. Projekt zyskał popularność i przyciągnął do Andernach turystów. Mapy pokazujące „Gdzie i co rośnie?” dostępne są dziś w kilku językach. I choć plony z miejskich upraw nie wykarmią mieszkańców, uzupełniają lokalny system produkcji żywności i zwracają uwagę na problem bezpieczeństwa żywieniowego.
 


Wydarzenia z ostatnich kilku lat (pandemia Covid-19 i inwazja Rosji na Ukrainę) pokazały, jak niestabilny może okazać się globalny system łańcuchów dostaw produktów – szczególnie jeśli sprowadzane są z drugiego końca świata. Wcześniej dużo mówiło się wysokiej emisyjności globalnego transportu, ale dopiero ograniczony dostęp do niektórych produktów, skutkował zbiorowym otrzeźwieniem. Wiele miast uznało, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej zbudować lokalną sieć łańcuchów zbytu. Jej filarem są gospodarujący wokół miast rolnicy, regionalne przedsiębiorstwa, kooperatywy spożywcze, farmy miejskie, zarządzane oddolnie ogrody społecznościowe i ogrody miejskie – jak te w Andernach.

W 2023 roku Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie (instytucja samorządowa) rozpoczął wieloletni projekt przekształcenia aglomeracji w „Jadalny Kraków”. Do inicjatywy dołączyły biblioteki, muzea, teatry, które w przestrzeni wokół budynków będą tworzyć miejskie ogrody upraw. Mieszkańcom rozdawano nasiona ziół jadalnych i kwietnej łąki, by zasiali je na podwórkach i balkonach. Choć łąka zawiera głównie pokarm dla nie-ludzkich mieszkańców aglomeracji: ptaków i owadów, to, jak twierdzą urzędnicy, Kraków ma być jadalny nie tylko dla ludzi. W ramach projektu otwarto Szkoły miejskich ogrodników i zmapowano już istniejące miejsca z jadalnymi roślinami takie jak skupiska drzew owocowych będących pamiątką po podmiejskich sadach. W przestrzeni miejskiej posadzono warzywa i zioła. W tym roku na wiosnę urzędnicy udostępnią mieszkańcom Krakowa pierwszy ogród parcelowy, w którym na wydzielonej działce będzie można uprawiać warzywa, korzystając ze wspólnych narzędzi i dostępu do wody. W mieście już w tej chwili jest kilkanaście ogrodów społecznych. Prężnie działa Wawelska Kooperatywa Spożywcza, która bezpośrednio łączy Krakowian z lokalnymi rolnikami, a także Farma Miejska, gdzie raz w tygodniu można zaopatrzyć się w świeże, ekologiczne i sezonowe warzywa.
 

2. Zielona i wspólna energia

Wildpoldsried – miasteczko w południowej Bawarii liczące 2 600 mieszkańców – produkuje 500% swojego zapotrzebowania energetycznego. Nadwyżkę sprzedaje z powrotem do sieci, generując w ten sposób zyski dla społeczności. W miasteczku działa pięć biogazowni, jedenaście turbin wiatrowych, trzy niewielkie elektrownie wodne, sieć ciepłownicza na biomasę, do której podłączone są budynki instytucji publicznych, lokalne przedsiębiorstwa i prywatne rezydencje. Kilkaset domów posiada systemy paneli słonecznych, podobnie jak wszystkie instytucje publiczne.
 


Wildpoldsried rozpoczęło swoją zieloną rewolucję pod koniec lat 90. Ta w większości była finansowana przez mieszkańców oraz lokalnych producentów mleka. W tej chwili miasteczko jest samowystarczalne energetycznie i zeroemisyjne pod względem produkcji prądu i ciepła. Mieszkańców Wildpoldsried nie niepokoją globalne kryzysy w dostawach paliw kopalnych, windowanie cen surowców czy uzależnienie od wielkich koncernów energetycznych. Zimą jest im ciepło i tanio, bo rachunki za energię są tu czterokrotnie niższe od niemieckiej średniej. Miasteczko stało się modelowym przykładem produkcji zdecentralizowanej, rozproszonej, lokalnej i zielonej energii, która jest nie tylko ekologiczna, ale i gwarantuje bezpieczeństwo dostaw.

Z kolei w podwarszawskim Serocku (50 000 mieszkańców) miejski urzędnik wraz z kilkudziesięcioma mieszkańcami (w tym z burmistrzem) założyli spółdzielnię energetyczną „Słoneczny Serock”. Jej celem jest budowa farmy fotowoltaicznej, która zaspokoi potrzeby energetyczne spółdzielców. Panele staną na nieczynnym wysypisku śmieci, kilka kilometrów za miastem. Ich zakup i instalację sfinansują spółdzielcy. Na razie wciąż czekają na zgodę do przyłączenia farmy do sieci energetycznej.

Pomysłów na samowystarczalność jest jeszcze więcej: w Szczytnie mieszkańcy bloku z lat 70. najpierw odłączyli się od spółdzielni mieszkaniowej i stworzyli własną, potem zainwestowali w dwie pompy ciepła i panele fotowoltaiczne na dachu budynku. Gdy i to nie wystarczyło, bo wciąż musieli część prądu kupować, wpadli na pomysł, by dodatkowe panele zamontować na zrewitalizowanych w tym celu balkonach. Teraz prąd i ciepło produkują sami. Nadwyżkę sprzedają, zysk przeznaczając na kolejne inwestycje, bo prezesowi spółdzielni marzy się zakup magazynu energii.

3. Miasto gąbka

W Niemczech podobnie jak w Polsce rośnie liczba letnich dni z ekstremalnie wysokimi temperaturami. W 2022 roku w Hamburgu – mieście wysuniętym na północ – pierwszy raz odnotowano ponad 40°C. W 2018 roku mieszkańcy Frankfurtu doświadczyli aż 42 dni ekstremalnego upału, choć średnia dla całego kraju była połowę niższa. Skutkiem wzrostu temperatur są długotrwałe susze, po których następują gwałtowne wyładowania pogody, czyli ulewne deszcze. Średni wzrost temperatur ma dla Polski i Niemiec dramatyczne skutki, bo jesteśmy jednymi z krajów najbardziej dotkniętych zjawiskiem wysychania wód gruntowych. Niemcy każdego roku tracą 2,5 km³ wody. Dla miast utrata wody jest szczególnie dotkliwa: duże betonowe powierzchnie nie wchłaniają wody, ale pozwalają jej spływać wraz ze zbieranymi po drodze zanieczyszczeniami do kanalizacji. Ta z kolei nie jest w stanie przepuścić tak ogromnej ilości wody w tak krótkim czasie. W efekcie w miastach coraz częściej dochodzi do podtopień czy powodzi. Tymczasem od dekady eksperci alarmują: miasto powinno być jak gąbka – wchłaniać wodę, magazynować ją i uwalniać wtedy, gdy jest nam potrzebna na przykład podczas suszy.
 


Jednym z miast, które od kilku lat przekształca się w gąbkę jest Berlin, w którym każda nowa inwestycja budowlana musi być zaopatrzona w zaawansowany system absorbcji i magazynowania wody. Według wprowadzonych niedawno przepisów nowe budynki muszą zbierać i przechowywać 100% deszczówki. Dlatego na osiedlach takich jak Grünau wodę wchłaniają zielone powierzchnie dachów oraz tereny wokół budynków. Następnie tak zebrana deszczówka wędruje specjalnymi kanałami filtracyjnymi do trzech cystern – stawów zdolnych pomieścić 3600m³ wody. W czasie suszy służy ona do nawadniania terenu i obniżenia odczuwanej temperatury.

Z kolei włodarze Berlina zamieniają tradycyjne chodniki na powierzchnie przepuszczalne dla wody, na budynkach instytucji publicznych montują zielone dachy. Zazieleniają też ściany budynków i torowiska. W parkach budują ogrody deszczowe i powiększają powierzchnie biologicznie czynne.

W Polsce kilka lat temu podobną strategię gospodarowania wodą (choć na razie nie na tak dużą skalę) ogłosił Gdańsk.

4. Wyspy ciepła i oddech bez trucia

Zielone dachy. Zielone fasady budynków. Rozległe parki i skwery. Drzewa na każdej ulicy. Te rozwiązania pozwalają nie tylko absorbować wodę, oczyszczać powietrze, ale i chronią mieszkańców przed zagrożeniem, jakie dla życia i zdrowia stanowią tak zwane „miejskie wyspy ciepła”. Termin ten opisuje różnicę w temperaturze powietrza pomiędzy terenami pozamiejskimi a aglomeracjami. Temperatura jest w mieście tym wyższa im więcej jest na danym obszarze budynków i betonowych powierzchni, które nagrzewają się i oddają ciepło. W ubiegłym roku w Niemczech najwyższą średnią temperaturę odnotowano w Berlinie, Badenii-Württembergii i Saarland, w Polsce – od lat najwyższe temperatury osiąga Wrocław.
 

5. Recykling budynków

Jeśli miasta chcą ograniczyć swój negatywny wpływ na środowisko, nie mogą zagarniać kolejnych połaci terenów zielonych pod nowe inwestycje budowlane. Odpowiedzialne podejście i zrównoważony rozwój aglomeracji polega dziś także na racjonalnym gospodarowaniu zasobami – w tym już istniejącymi budynkami.

Niederrad to dzielnica Frankfurtu położona między centrum miasta a lotniskiem. Pierwsze biurowce zbudowano tu już w latach 60., bo Niederrad miał być przestrzenią przeznaczoną wyłącznie do pracy. Mieszkańcy Frankfurtu pojawiali się w nim rankiem i znikali popołudniami. W 2007 roku okazało się, że około 30% przestrzeni biurowych Niederrad to pustostany. Tymczasem Frankfurt dramatycznie potrzebował nowych mieszkań dla rozrastającej się populacji. Władze miejskie zamiast szukać kolejnych terenów pod zabudowę, postanowiły przekształcić Niederrad z dzielnicy biurowej na mieszkalno-biurową. Niektóre biurowce zamieniono na apartamenty, inne przebudowano, jeszcze inne zburzono i w ich miejsce postawiono nowe budynki z lokalami przeznaczonymi na miejski wynajem. Dzielnicę zaopatrzono w sklepy, żłobki i przedszkola. Zrewitalizowano parki i zieleń między budynkami.

W Polsce zamiast dzielnic przekształca się konkretne budynki: w listopadzie ubiegłego roku w Krakowie rozstrzygnięto konkurs na przebudowę dawnego Hotelu Cracovia. Niebawem powstanie w nim Muzeum Designu i Architektury oraz Centrum Modelowego Wspierania Przemysłów Kreatywnych. Wybudowany w latach 60. przez uznanego architekta Witolda Cęckiewicza budynek miał zostać zburzony, a na jego miejscu miała powstać galeria handlowa. Protest mieszkańców doprowadził do przekazania budynku krakowskiemu Muzeum Narodowemu.
 
W Polsce dość często deweloperzy rozkładają na dachach nowych apartamentowców zielone dywany rozchodników, jednak nie w służbie ekologii, ale po to, by zmaksymalizować powierzchnię zabudowy, a oszczędzić na przestrzeniach zielonych wokół budynków. W efekcie mieszkańcy mają niewielki dostęp do przyrody, ale deweloper wciąż utrzymuje, że projekt posiada ogromną powierzchnię biologicznie czynną i jest ekologiczny. Miejski system odporności zdolny do odparcia przyszłych zagrożeń, musi też zawierać detektor eko-ściemy (ang. gree