Media społecznościowe
Dobrodziejstwo i zagrożenie

Złośliwe podmioty wykorzystują media społecznościowe do podważania zaufania ludzi do wszelkich informacji.
fot.: © picture alliance/EPA-EFE/Michael Reynolds

Wolność słowa jest podstawowym filarem demokracji. Ale co począć, gdy najważniejsze źródło informacji i przestrzeń do swobodnego wyrażania opinii – Internet – coraz częściej bywa wykorzystywany do realizacji antydemokratycznych celów?   

Dan Gillmor

Czy media społecznościowe są dobrodziejstwem czy też zagrożeniem dla demokracji? Czy tradycyjne media są błogosławieństwem czy przekleństwem? Czy tworzenie treści przez sztuczną inteligencję jest klątwą naszych czasów? A może jednak wybawieniem?

Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi twierdząco.

Warto jednak zapytać o coś innego: czy ludzie żyjący we współczesnych demokracjach są gotowi rozpoznać niezliczone niuanse, które wyłaniają się w coraz bardziej złożonej debacie na temat wpływu „mediów” na społeczeństwo?

Jak dotąd nasza wspólna odpowiedź w najlepszym razie brzmi: być może.

Jeśli chcemy zrozumieć, w jaki sposób media kształtują liberalną demokrację – w tym prawa, obowiązki i uczestnictwo obywateli w życiu publicznym – musimy najpierw uświadomić sobie, jak zmieniły się media w ostatnich dziesięcioleciach. Przejście ze świata analogowego do cyfrowego przyniosło wiele pozytywnych zmian, wpływając na kształt debat publicznych i zmieniając stan naszej wiedzy, jednak eksplozja politycznie motywowanej dezinformacji pokazuje, że istnieją również bardzo negatywne konsekwencje tego procesu.


Demokratyzacja mediów


Internet wchłonął znaczną część tego, co zwykliśmy nazywać mediami drukowanymi i nadawczymi. Prasa, radio, telewizja czy filmy wciąż oczywiście istnieją, ale są one w coraz większym stopniu wytwarzane i dystrybuowane cyfrowo. Media XX wieku funkcjonowały w modelu produkcyjnym, w którym ludzie wytwarzali rzeczy, a następnie dostarczali je konsumentom.

Model mediów XXI wieku jest radykalnie inny. Obejmuje on system produkcji i dystrybucji, ale rozszerza go w sposób, który nie byłby możliwy bez Internetu w jego dzisiejszym wymiarze. Rozwój Internetu opiera się przede wszystkim na decentralizacji kontroli. Dzisiejsze media nie należą do kilku przedsiębiorstw, które zaspokajają potrzeby większości ludzi – to złożony system składający się z dużej liczby mediów i jeszcze większej liczby użytkowników. W zasadniczy, choć często niedoceniany sposób, wpływa to na zmianę kanałów dystrybucji – obecnie każdy z nas wytwarza treści, umieszcza je w sieci i zachęca ludzi do ich odbioru.

„Narzędzia do tworzenia mediów są całkowicie zdemokratyzowane i coraz bardziej skuteczne”.



Kluczowym pojęciem okazuje się „produkcja”, bowiem wszyscy staliśmy się twórcami mediów i możemy dzielić się tym, co wiemy z potencjalnie ogromną publicznością. Narzędzia do tworzenia mediów są całkowicie zdemokratyzowane i coraz bardziej skuteczne. Nawet zwykłe udostępnianie treści na platformach społecznościowych jest aktem twórczym, którego prawdziwe konsekwencje dopiero zaczynamy pojmować.

Demokratyzacja procesu tworzenia i dostępu do treści w mediach przyniosła wiele pozytywnych zmian – między innymi możliwość dzielenia się ważnymi informacjami w małych grupach, które łączy wspólne miejsce zamieszkania lub zainteresowania. Wraz z kurczeniem się tradycyjnego lokalnego dziennikarstwa, grupy na Facebooku i inne pomniejsze serwisy stały się ważnymi miejscami spotkań, za pośrednictwem których ludzie przekazują sobie najważniejsze informacje. Niektóre z tych miejsc w sieci przeradzają się w przestrzenie sporów i kłótni, ale zazwyczaj – Wikipedia jest tego najlepszym przykładem – dostarczają nam one łatwo dostępnych informacji i wiedzy, do których nie mieliśmy dostępu przed erą Internetu.

Utrata zaufania do informacji


Podobnie jak w przypadku wszystkich nowych technologii w historii, również z Internetu korzystają nie tylko ludzie dobrej woli. Wpływowe i wyrafinowane narzędzia produkcji i dystrybucji mediów należą dziś do arsenału niebezpiecznych graczy.
Szybko podchwycili oni media społecznościowe. Nic dziwnego: dla wielu osób stały się one najważniejszym źródłem pozyskiwania informacji o otaczającym ich świecie. Gdziekolwiek nie spojrzeć, ludzie wpatrują się w swoje telefony i czerpią wiadomości z portali społecznościowych. Duża część treści, które otrzymują za pośrednictwem tych platform, często pochodzi oczywiście z tradycyjnych mediów. O tym jednak, które z tych treści trafiają na ich ekrany, decydują z pomocą swoich algorytmów firmy zajmujące się mediami społecznościowymi, a także osoby, które za pośrednictwem tych platform rozpowszechniają informacje – nie zawsze w dobrej wierze.
Złośliwi użytkownicy Internetu wykorzystują te coraz bardziej elastyczne narzędzia, aby podważyć zaufanie ludzi do wszelkiego rodzaju informacji – oczywiście z wyjątkiem tych, którzy demagodzy przekazują swoim wyznawcom. Często są to ideolodzy i sabotażyści, czasami wspierani nawet przez państwo. Oni również mają prawo do wolności słowa – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych – i liczą na to, że platformy społecznościowe, które rozwijają swoje modele biznesowe w oparciu o zaangażowanie i interakcje użytkowników, zawahają się przed faktycznym usuwaniem ich wpisów.
 

„Złośliwi użytkownicy Internetu wykorzystują media społecznościowe, aby podważyć zaufanie ludzi do wszelkiego rodzaju informacji”.

 

Ponieważ jednak platformy te rozrosły się do bezprecedensowych rozmiarów, stały się głównymi graczami w coraz bardziej scentralizowanym świecie mediów. Musimy więc odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy, aby Meta (właściciel m.in. Facebooka, Instagrama i WhatsAppa), Google (YouTube), Twitter, TikTok i inne gigantyczne firmy przejęły rolę redaktorów Internetu? Tego właśnie domaga się dziś coraz więcej osób.

Administratorzy portali społecznościowych zareagowali na te żądania, decydując się usuwać większość treści, które oceniają jako ekstremistyczne lub niebezpieczne. To ich prawo i – jak sami często podkreślają – także obowiązek. Równocześnie jednak usuwają istotne treści, takie jak dowody wideo naruszeń praw człowieka publikowane w sieci przez aktywistów i ofiary. Krytycy mediów społecznościowych domagają się rzeczy niemożliwych – trudno bowiem moderować treści publikowane na tak ogromną skalę – i wydają się w dużej mierze pogodzeni ze szkodami ubocznymi. Wciąż stosunkowo łatwo można znaleźć w sieci nagrania podstępnych kłamców, którzy chcą zatruć debatę publiczną, nie wspominając o brutalnej przemocy wyrażającej się na przykład w nagraniach dekapitacji.

Odkąd istnieją media i wybory, wykorzystuje się propagandę i kłamstwa, aby wpłynąć na zachowania wyborców. Technologia cyfrowa daje jednak oszustom nowe narzędzia. Świadczą o tym niedawne wycieki dokumentów, które ujawniły, jak niesławny „Team Jorge” chwalił się stosowaniem wyrafinowanych taktyk dezinformacyjnych w celu manipulacji przebiegiem kilkudziesięciu kampanii wyborczych na całym świecie.

Niezwykle przydatne i zupełnie przerażające


Gdyby tego wszystkiego było mało, kolejnym szokiem dla systemu okazały się wytwory „generatywnej sztucznej inteligencji” – do tych najbardziej znanych należą ChatGPT, Bing AI i generator obrazów DALL-E. Działanie chatbotów wciąż jest słabo rozumiane przez ogół społeczeństwa. Nie potrafią one samodzielnie myśleć, umieją jednak przewidywać – czasami wręcz niepokojąco płynnie – sekwencję słów w zdaniu. Jest to możliwe dzięki ogromnym bazom danych zawierającym informacje z sieci oraz innych źródeł zasilających „duże modele językowe” (Large Language Model), których firmy AI używają do doskonalenia swoich systemów i narzędzi operacyjnych.

Narzędzia te produkują kłamstwa równie płynnie i przekonująco jak prawdę, dzięki czemu są wciągające, niezwykle przydatne, a jednocześnie przerażające. Przewiduje się, że złośliwi aktorzy będą wykorzystywać te narzędzia do tworzenia coraz bardziej wyrafinowanych kłamstw wymierzonych w poszczególne osoby.

Obecnie toczy się zaciekła debata na temat tego, jak dezinformacja i szkodliwe treści mogą podważyć tradycyjne normy liberalnych demokracji i samego liberalizmu. Jednocześnie zbyt mało uwagi poświęca się najbardziej niebezpiecznym podmiotom, jakim są tradycyjne domy mediowe. Nie są one oczywiście jedynymi winowajcami, jednak takie imperium medialne jak holdingi rodziny Murdoch wyrządziły ogromne szkody. Dokumenty z procesu o zniesławienie w USA jednoznacznie pokazały to, co wszyscy uważni obserwatorzy wiedzieli od dawna: Fox News celowo zatruwał dyskurs publiczny w celu gromadzenia władzy i pieniędzy.

Jak demokracje mogą z tym wszystkim walczyć? Drakońska cenzura mediów mogłaby poprawić podaż informacji, ale uderzyłaby również w ludzi, którzy udostępniają ważne społeczne treści. Byłoby to możliwe jedynie kosztem utraty podstawowej wolności, jaką jest swoboda wypowiedzi.

 

„Chodzi tu przede wszystkim o kompetencje medialne – a w większości krajów demokratycznych umiejętności te wciąż nie są rozwijane w wystarczającym stopniu”.




Zdecydowanie lepiej byłoby rozpocząć od popytu i pokazać użytkownikom nowe sposoby radzenia sobie z zalewem informacji, aby lepiej potrafili rozpoznawać i powstrzymywać dezinformację oraz szkodliwą propagandę. Chodzi tu przede wszystkim o kompetencje medialne – a w większości krajów demokratycznych umiejętności te wciąż nie są rozwijane w wystarczającym stopniu.